2015/11/02

Poznałam historię człowieka...

Poznałam historię człowieka, tzn. jedną milionową część wspomnień pięknego, doświadczonego, mądrego człowieka... Bohatera jednego z cyklu spotkań organizowanych przez Koło Naukowe Historyków Uniwersytetu Jagiellońskiego - Przeżyłem Auschwitz. 

Kiedy dowiedziałam się, że udało mi się z powodzeniem zapisać na spotkanie z Panem Jerzym Boguszem ogarnęła mnie radość... od stóp do głów... Wydarzeniem bowiem zainteresowanych było przeszło 8 tysięcy osób. 




Wszedł na salę... z gwaru, rozmów i ogólnego szumu, została tylko cisza oddająca hołd starszemu mężczyźnie podążającemu w stronę krzesła stojącego w samym centrum... otoczonego ponad tysiącem osób. Pana Bogusza przywitano brawami. Nasz Bohater to 95-letni były więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz. Rozpoczynając swą opowieść złamał zasady spotkań, pytanie – odpowiedź, chciał po prostu mówić...

Kiedy rozpoczęła się wojna Jerzy Bogusz przebywał we Lwowie, gdzie miał rozpocząć studia na tamtejszej politechnice. Wrócił do Nowego Sącza, miasta rodzinnego, które jak podkreślał przesiąknięte było patriotyzmem. Przyłączył się do działań konspiracyjnych.


„Wśród młodzieży wrzało”

Okupant szybko zorientował się, że miasto jest jednym z punktów zapalnych oporu. 29 kwietnia 1940 r. Do jego domu rodzinnego dotarło gestapo. Siedemnastoletni wtedy Jerzy został aresztowany.

„Matka moja płakała. 

Głaskał ją po ramieniu i mówił: Niech się pani nie martwi, będzie krótko przesłuchiwany i za niedługo wróci...

Wróciłem...

Po 2 latach.”



W areszcie doznał pierwszych aktów przemocy na sobie i współwięźniach. Codziennością były przesłuchania, które cechowała brutalność i brak skrupułów. Jak nasz Bohater podkreśla, trafiał na „bardziej ludzkich” prześladowców... 



Pierwsze przesłuchanie współprowadził jego starszy kolega ze szkoły, uczeń jego ojca. Wydawać by się mogło, znajomy – poczucie bezpieczeństwa wzrosło bardzo, jak na czas i miejsce, w którym się znajdował.
Kolega ze szkoły zarzucił Jerzemu Boguszowi, że współpracuje z konspiracją. Nakazał się przyznać. Z lekkim uśmiechem siedemnastolatek odpowiedział koledze, że nie ma z tym nic wspólnego. Dostał od niego w twarz.

Późniejsza codzienność, to dla naszego Bohatera przesłuchania i przemoc fizyczna, a także psychiczna. Psychiczna chyba dotkliwiej uderzyła w mężczyznę, codziennie zmagał się z widokiem zmasakrowanych współwięźniów, czuł zapach krwi w pokoju, w którym zawsze siedział przed przesłuchaniem... w ramach ostrzeżenia przed niesubordynacją.

Nigdy nasz Bohater nie ugiął się na przesłuchaniach.

Jerzy Bogusz został przewieziony do Tarnowskiego więzienia. Cele były bardzo małych rozmiarów - 4x5 m. W jednej mieszkało 16 więźniów. Areszt ten nie przewidywał na szczęście przesłuchań.


14 czerwca 1940 roku Jerzy Bogusz i inni więźniowie zostali wprowadzeni do pociągu. W wagonach ku zdumieniu mężczyzn, były miejsca siedzące. Więźniów napawało to optymizmem, mieli nadzieję na bezpieczną podróż do Niemiec, do pracy. 
Skład zatrzymał się jednak w Oświęcimiu, a raczej w ówczesnym  Auschwitz. W dopiero powstającej fabryce śmierci „przywitali” ich marynarze (nazwali ich tak, gdyż byli oni ubrani w biało-niebieskie pasiaste ubrania).  Byli to więźniowie niemieccy, którzy mieli sprawować „opiekę” nad przybyłymi Polakami.


„Do dziś pamiętam słowa, jakimi przywitał nas kierownik obozu Karl Fritsch: Nie przyjechaliście do sanatorium, ale do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Nie ma stąd innego wyjścia, niż przez komin krematorium".

Codzienność w obozie była trudna. Nasz bohater wiele razy podkreślał, iż młodość, zwinność, szczęście i odpowiedni ludzie na jego drodze pomogły mu przetrwać. Wiele razy ryzykował z pozytywnym skutkiem. Kilka razy rzucał się do pomocy omdlałym kolegom, co było zawsze dodatkowym ruchem kończyn, po nieraz kilkudziesięciu godzinach stójki. 

Podczas pewnego apelu, kapo uformowało kolumny z więźniów i pędziło ich w kółko, bijąc kijami, maltretując - jeśli ktoś upadł. Biegli w błocie, buty były ciężkie i przemoczone. Organizm odmawiał posłuszeństwa. Jerzy Bogusz ujrzał lukę, przez którą następnie uciekł z „błędnego koła”... Było to bardzo ryzykowne. Nasz Bohater wspomina, że przez chwilę patrzył z boku na ledwo biegających współwięźniów jak na okropny film, horror. 
Bici do nieprzytomności koledzy... 
Kapo bez cienia zawahania przed ciosem...


Ryzyko się opłaciło, uciekając do piwnicy bloku 3, naszemu Bohaterowi pomógł pewien Żyd, który pracował w obozie jako szklarz, jak później się okazało był głównym szklarzem w obozie. Dzięki temu Jerzy Bogusz znalazł się następnie w komandzie szklarzy.

Śmierć w obozie nie była nikomu obca, jednak najstraszniejszy obraz jaki zapisał się naszemu Bohaterowi w pamięci był sceną mordu Żydów. Kaci tłukli łopatami, po twarzy, brzuchu. Przecinali... Takich konających wrzucali na rolwagę, a później do nowo powstałego krematorium...

Dolegliwości wśród więźniów były codziennością. Wszystkie choroby miały przebieg ostry, wpływały na to warunki panujące w obozie. Prawie każdy więzień cierpiał na owrzodzenia – niegojące się rany... Owrzodzenie nogi dotknęło również Jerzego Bogusza. 


"To była bardziej trupiarnia niż szpital..."

Dobre kontakty z personelem szpitala obozowego pozwoliły na smarowanie oraz opatrywanie kończyny. W szpitalu pracowali lekarze niemieccy oraz polscy. Jeden z nich – Szczerbowski – znał mamę naszego Bohatera. Angażowała młodego Szczerbowskiego do przedstawień teatralnych, sama była nauczycielką. Dzięki tej znajomości Jerzego Bogusza zabrano na stół operacyjny i jego noga została oczyszczona i bardzo szybko wróciła do zdrowia. 
Zaproponowano mu pracę w szpitalu, w kancelarii. Oczywiście Jerzy Bogusz bez zastanowienia przyjął propozycję.


„W szpitalu było bardzo dobrze. Nie było apeli. Było jak na obóz niesłychanie dobrze...”

1 kwietnia 1942 roku nasz Bohater opuszcza obóz koncentracyjny Auschwitz. Do dziś nie wie na pewno, jak do tego doszło. Może się jedynie domyślać. 

Niemcy nie wypuszczali więźniów z dobrego serca...


Przed opuszczeniem obozu został nastraszony i ukierunkowany na komitywę z oprawcą niemieckim. Miał donosić, był inwigilowany. 
Najbardziej jak podkreślał, bał się, że zabiorą do obozu jego rodziców...

Później udało się naszemu Bohaterowi ponownie dołączyć do działalności podziemia. Brał udział w wielu akcjach przeciwko okupantowi w oddziale partyzanckim 9. kompanii 1. Pułku Strzelców Podhalańskich.

Kiedy wojna się zakończyła Jerzy Bogusz podjął studia na Politechnice Krakowskiej.  Objął stanowisko pracownika naukowego.




Jestem pod wielkim wrażeniem tego człowieka. Pan Jerzy Bogusz mimo swojego pięknego wieku (95 lat) ma niesamowitą pamięć oraz charyzmę. Chociaż historia opowiedziana, była przygnębiająca i przytłaczająca, nie raz ujął nas, zgromadzonych swoim poczuciem humoru. Kultura słowa jaką się wykazywał...
Dziś to rzadkość poznać takiego Człowieka.

Chciałam bardzo podziękować inicjatorom i organizatorom cyklu spotkań Przeżyłem Auschwitz. Wydarzenie pięknie przygotowane, sympatyczny przebieg i widoczny ogrom pracy włożony w to jakże ważne świadectwo.


K.

10 komentarzy:

  1. W kwietniu tego roku przeżyłem podobne spotkanie, tyle że z Panią Aliną Dąbrowską. Osobiście uważam, że warto posłuchać co mają do powiedzenia Ci ludzie, zanim odejdą (w końcu to osoby w podeszłym wieku). Oby jednak żyli jak najdłużej i byli nadal "żywą historią" od której możemy się uczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam dokładnie tak jak Ty Tomasz. Są to niesamowite spotkania...

      Usuń
  2. Naprawdę wzruszające... Chętnie wybrałabym się na takie spotkanie - to dopiero inspiracja do życia!

    Pozdrowionka,
    Smiley
    https://www.facebook.com/SmileyProjectPL/

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudna historia, ale musimy o tym pamiętać. Piękne wydarzenie, sama chętnie bym się wybrała i posłuchała. Panu boguszowi należy się uwaga i możliwość opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Kiedy rozpoczęła się wojna Jerzy Bogusz znajdował się poza granicami naszego kraju. Przebywał we Lwowie, gdzie miał rozpocząć studia na tamtejszej politechnice."

    No właśnie nie przebywał poza granicami kraju, Lwów w 1939 roku był na terenie Polski. ;)

    Niesamowite spotkanie, uważam, że powinno być takich więcej, bo jednak co innego czytać o czasach wojennych, a co innego doświadczać spotkania z człowiekiem, który przeżył to wszystko sam. Widzieć jego gesty, mimikę -- cichych świadków historii, którzy mówią wraz z jego słowami.

    OdpowiedzUsuń
  5. och, niesamowita historia. mam podobną w rodzinie. moja teściowa, obecnie 92 lata, przeżyła Auschwitz, całe długie lata trwania obozu. mówi, że najgorzej było na końcu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę inspirująca historia. Dobry tekst

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety. Im dłużej obóz trwał tym bardziej bestialsko traktowano więźniów. Nie wiem czy mogę użyć tego słowa, ale zazdroszczę, tego bliskiego kontaktu z tak doświadczoną osobą, z jej mądrością i przeżyciami. Przekaz od takich osób jest bezcenny dla następnych pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi.
    To prawda, spotkanie niesamowite, pozostające na zawsze w naszych myślach i sercach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowita a przy tym bardzo trudna historia. Dobrze, ze o tym piszesz.

    OdpowiedzUsuń

Hej, zostaw tu cząstkę siebie :)