Bycie online, to teraz nasza
codzienność. Jesteśmy w „kontakcie ze światem” w autobusie i tramwaju, w domu, w pracy, na spacerze, nawet na spotkaniu z przyjacielem. Sieci komórkowe zaopatrują
nas w niezbędny pakiet gigabajtów. W biurze, w mieszkaniu, galerii handlowej,
jesteśmy w zasięgu Wi-Fi.
Odkąd publikuje moją pisaninę w
sieci, bardziej świadomie podchodzę do strefy online. Zaczęłam zauważać
kreacjonizm, postacie i aktorów, a nawet kukiełki. Wszyscy to panowie Internetu, bo nie życia.
Kto ma czas podczas genialnej imprezy, zameldować się na fb? Komu wpada pomysł
na wrzucenie, sweet foci z Sylwestra o godzinie 00:05?
Gdy bawię się, tańczę i jestem z
ludźmi których uwielbiam, naprawdę zapominam o telefonie. Zauważyliście, że w
tym świecie możemy wykreować siebie? Możemy być kim chcemy, wystarczy zrobić
odpowiednią fotę, wstawić kąśliwy komentarz, wziąć udział w wydarzeniu (np. "W Walentynki wystroje się jak Bijons") lub zameldować się z egzotycznego miejsca.
Pokazujemy wszystkim jak jest nam dobrze i jak jesteśmy szczęśliwi. To samo
serwują nam nasi znajomi. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie pisał na portalu,
że jest strasznie przybity, bo chłopak nie wykazał się pomysłowością, ani
chęciami w dniu urodzin, nikt nie mówi głośno, że ma kłopoty w pracy czy
ogólnie gorszy czas.
To naturalne, że chcemy się pochwalić. Automatycznie porównać. Niestety często zmartwić. Gdzieś w głowie przemyka myśl: „Boże jak ona ma fajnie podróżuje po całym świecie, ma taką genialną pracę”. Dla Niej może nie być to wcale tak bajeczne, bo marzy aby w końcu, jednak zacumować i odnaleźć swoją przystań. Może jest rozbita, bo z jednej strony chce założyć rodzinę i pić kawę codziennie z tym samym mężczyzną, z drugiej strony chce się realizować, wzbijać na wyżyny swoich zawodowych możliwości. Stare mądre powiedzenie mówi: „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Zacznijmy żyć własnym życiem, nie patrzmy ciągle na innych. Ciężko się nie porównywać, ale namiętne zestawianie się z ludźmi prowadzi do życia offline – dosłownie. Nie skupiasz się na sobie i swoich planach, relacjach czy wydarzeniach. Przelewasz całą energię na analizę sytuacji – nie, nie swojej.
To naturalne, że chcemy się pochwalić. Automatycznie porównać. Niestety często zmartwić. Gdzieś w głowie przemyka myśl: „Boże jak ona ma fajnie podróżuje po całym świecie, ma taką genialną pracę”. Dla Niej może nie być to wcale tak bajeczne, bo marzy aby w końcu, jednak zacumować i odnaleźć swoją przystań. Może jest rozbita, bo z jednej strony chce założyć rodzinę i pić kawę codziennie z tym samym mężczyzną, z drugiej strony chce się realizować, wzbijać na wyżyny swoich zawodowych możliwości. Stare mądre powiedzenie mówi: „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Zacznijmy żyć własnym życiem, nie patrzmy ciągle na innych. Ciężko się nie porównywać, ale namiętne zestawianie się z ludźmi prowadzi do życia offline – dosłownie. Nie skupiasz się na sobie i swoich planach, relacjach czy wydarzeniach. Przelewasz całą energię na analizę sytuacji – nie, nie swojej.
Ostatnio złapałam się na tym, że
moja codzienność przesiąknięta jest „przebywaniem w sieci” z racji ciągłego
dostępu do Internetu. Gdy tylko widzę wiadomości na komunikatorze – muszę ją
przeczytać i oczywiście odpowiedzieć (bo potem, wylatuje mi to z głowy), to
silniejsze ode mnie. Gdy widzę powiadomienie na fb, automatycznie klikam z
ciekawości, choć wiem, że zazwyczaj nie jest to sprawa życia i śmierci. Trzeba
powiedzieć, że wyłączamy się wtedy z życia. Naszą uwagę, od aktualnie
wykonywanej czynności, czy jest to zabawa z dzieckiem, plotki z koleżanką czy
spacer z chłopakiem, rozmowa z żoną, nieustannie odwraca „pikanie” czy
wibracja telefonu. Znam naprawdę mało
osób, które wchodząc w świat portali społecznościowych, racjonalnie z nich
korzystają.
Postanowiłam. Jestem online tylko
w określonych godzinach. Wyłączam się z Internetowego życia i wracam do zabawy
z córką, wychodzę na spacer, ląduję u Babci na kawie czy wpadam w ramiona męża.
To ten czas marnowałam i traktowałam po macoszemu wpadając w sieć. Zauważyłam,
że świat się nie zawali jeśli odkliknę „Wi-Fi” i „transmisja danych” w
telefonie, co lepsze, bateria trzyma dłużej ;)
Wiadomości z komunikatora
odczytuję po dłuższym czasie, niż kilku sekundach i jeszcze nigdy nic mnie nie
ominęło. Nie rozprasza mnie dźwięk wiadomości czy maila. Skupiam się na
codzienności. Spróbujcie. Fajnie jest być panem własnego życia i decydować
kiedy ma zalać Cię fala bodźców, emocji, filmików, porad i fotek z Majorki.
Logując się do sieci,
wylogowujesz się z ŻYCIA.