Poznałam historię człowieka, tzn. jedną milionową część
wspomnień pięknego, doświadczonego, mądrego człowieka... Bohatera jednego z
cyklu spotkań organizowanych przez Koło Naukowe Historyków Uniwersytetu Jagiellońskiego
- Przeżyłem Auschwitz.
Kiedy dowiedziałam się, że udało mi się z powodzeniem zapisać na spotkanie z
Panem Jerzym Boguszem ogarnęła mnie radość... od stóp do głów... Wydarzeniem
bowiem zainteresowanych było przeszło 8 tysięcy osób.
Wszedł na salę... z gwaru, rozmów i ogólnego szumu, została tylko cisza oddająca
hołd starszemu mężczyźnie podążającemu w stronę krzesła stojącego w samym
centrum... otoczonego ponad tysiącem osób. Pana Bogusza przywitano brawami.
Nasz Bohater to 95-letni były więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Rozpoczynając swą opowieść złamał zasady spotkań, pytanie – odpowiedź, chciał
po prostu mówić...
Kiedy rozpoczęła się wojna Jerzy Bogusz przebywał we Lwowie, gdzie miał rozpocząć studia na tamtejszej
politechnice. Wrócił do Nowego Sącza, miasta rodzinnego, które jak podkreślał
przesiąknięte było patriotyzmem. Przyłączył się do działań konspiracyjnych.
„Wśród młodzieży wrzało”
Okupant szybko zorientował się, że miasto jest jednym z
punktów zapalnych oporu. 29 kwietnia 1940 r. Do jego domu rodzinnego dotarło
gestapo. Siedemnastoletni wtedy Jerzy został aresztowany.
„Matka moja płakała.
Głaskał ją po ramieniu i mówił: Niech się pani nie martwi, będzie krótko przesłuchiwany i za niedługo wróci...
Wróciłem...
Po 2 latach.”
W areszcie doznał pierwszych aktów przemocy na sobie i
współwięźniach. Codziennością były przesłuchania, które cechowała brutalność i
brak skrupułów. Jak nasz Bohater podkreśla, trafiał na „bardziej ludzkich”
prześladowców...
Pierwsze przesłuchanie współprowadził jego starszy kolega ze
szkoły, uczeń jego ojca. Wydawać by się mogło, znajomy – poczucie
bezpieczeństwa wzrosło bardzo, jak na czas i miejsce, w którym się znajdował.
Kolega ze szkoły zarzucił Jerzemu Boguszowi, że współpracuje
z konspiracją. Nakazał się przyznać. Z lekkim uśmiechem siedemnastolatek
odpowiedział koledze, że nie ma z tym nic wspólnego. Dostał od niego w twarz.
Późniejsza codzienność, to dla naszego Bohatera przesłuchania i przemoc fizyczna, a także psychiczna. Psychiczna chyba
dotkliwiej uderzyła w mężczyznę, codziennie zmagał się z widokiem
zmasakrowanych współwięźniów, czuł zapach krwi w pokoju, w którym zawsze
siedział przed przesłuchaniem... w ramach ostrzeżenia przed niesubordynacją.
Nigdy nasz Bohater nie ugiął się na przesłuchaniach.
Jerzy Bogusz został przewieziony do Tarnowskiego więzienia.
Cele były bardzo małych rozmiarów - 4x5 m. W jednej mieszkało 16 więźniów. Areszt
ten nie przewidywał na szczęście przesłuchań.
14 czerwca 1940 roku Jerzy Bogusz i inni więźniowie zostali
wprowadzeni do pociągu. W wagonach ku zdumieniu mężczyzn, były miejsca
siedzące. Więźniów napawało to optymizmem, mieli nadzieję na bezpieczną podróż
do Niemiec, do pracy.
Skład zatrzymał się jednak w Oświęcimiu, a raczej w ówczesnym Auschwitz. W dopiero powstającej fabryce
śmierci „przywitali” ich marynarze (nazwali ich tak, gdyż byli oni ubrani w
biało-niebieskie pasiaste ubrania). Byli
to więźniowie niemieccy, którzy mieli sprawować „opiekę” nad przybyłymi Polakami.
„Do dziś pamiętam słowa, jakimi przywitał nas kierownik obozu Karl Fritsch: Nie przyjechaliście do sanatorium, ale do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Nie ma stąd innego wyjścia, niż przez komin krematorium".
Codzienność w obozie była trudna. Nasz bohater wiele razy
podkreślał, iż młodość, zwinność, szczęście i odpowiedni ludzie na jego drodze
pomogły mu przetrwać. Wiele razy ryzykował z pozytywnym skutkiem. Kilka razy
rzucał się do pomocy omdlałym kolegom, co było zawsze dodatkowym ruchem kończyn, po nieraz kilkudziesięciu godzinach stójki.
Podczas pewnego apelu, kapo uformowało kolumny z więźniów i pędziło ich w
kółko, bijąc kijami, maltretując - jeśli ktoś upadł. Biegli w błocie, buty były
ciężkie i przemoczone. Organizm odmawiał posłuszeństwa. Jerzy Bogusz ujrzał
lukę, przez którą następnie uciekł z „błędnego koła”... Było to bardzo
ryzykowne. Nasz Bohater wspomina, że przez chwilę patrzył z boku na ledwo
biegających współwięźniów jak na okropny film, horror.
Bici do nieprzytomności koledzy...
Kapo bez cienia zawahania przed ciosem...
Ryzyko się opłaciło, uciekając do piwnicy bloku 3, naszemu
Bohaterowi pomógł pewien Żyd, który pracował w obozie jako szklarz, jak później
się okazało był głównym szklarzem w obozie. Dzięki temu Jerzy Bogusz znalazł
się następnie w komandzie szklarzy.
Śmierć w obozie nie była nikomu obca, jednak
najstraszniejszy obraz jaki zapisał się naszemu Bohaterowi w pamięci był sceną
mordu Żydów. Kaci tłukli łopatami, po twarzy, brzuchu. Przecinali... Takich
konających wrzucali na rolwagę, a później do nowo powstałego krematorium...
Dolegliwości wśród więźniów były codziennością. Wszystkie choroby miały
przebieg ostry, wpływały na to warunki panujące w obozie. Prawie każdy więzień
cierpiał na owrzodzenia – niegojące się rany... Owrzodzenie nogi dotknęło
również Jerzego Bogusza.
"To była bardziej trupiarnia niż szpital..."
Dobre kontakty
z personelem szpitala obozowego pozwoliły na smarowanie oraz opatrywanie
kończyny. W szpitalu pracowali lekarze niemieccy oraz polscy. Jeden z nich –
Szczerbowski – znał mamę naszego Bohatera. Angażowała młodego Szczerbowskiego
do przedstawień teatralnych, sama była nauczycielką. Dzięki tej znajomości Jerzego
Bogusza zabrano na stół operacyjny i jego noga została oczyszczona i bardzo
szybko wróciła do zdrowia.
Zaproponowano mu pracę w szpitalu, w kancelarii. Oczywiście Jerzy Bogusz bez
zastanowienia przyjął propozycję.
„W szpitalu było bardzo dobrze. Nie było apeli. Było jak na obóz niesłychanie dobrze...”
1 kwietnia 1942 roku nasz Bohater opuszcza obóz
koncentracyjny Auschwitz. Do dziś nie wie na pewno, jak do tego doszło. Może
się jedynie domyślać.
Niemcy nie wypuszczali więźniów z dobrego serca...
Przed opuszczeniem obozu został nastraszony i ukierunkowany
na komitywę z oprawcą niemieckim. Miał donosić, był inwigilowany.
Najbardziej jak podkreślał, bał się, że zabiorą do obozu jego rodziców...
Później udało się naszemu Bohaterowi ponownie dołączyć do
działalności podziemia. Brał udział w wielu akcjach przeciwko okupantowi w
oddziale partyzanckim 9. kompanii 1. Pułku Strzelców Podhalańskich.
Kiedy wojna się zakończyła Jerzy Bogusz podjął studia na
Politechnice Krakowskiej. Objął
stanowisko pracownika naukowego.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego człowieka. Pan Jerzy Bogusz
mimo swojego pięknego wieku (95 lat) ma niesamowitą pamięć oraz charyzmę.
Chociaż historia opowiedziana, była przygnębiająca i przytłaczająca, nie raz ujął nas,
zgromadzonych swoim poczuciem humoru. Kultura słowa jaką się wykazywał...
Dziś to rzadkość poznać takiego Człowieka.
Chciałam bardzo podziękować inicjatorom i organizatorom
cyklu spotkań Przeżyłem Auschwitz. Wydarzenie pięknie przygotowane, sympatyczny
przebieg i widoczny ogrom pracy włożony w to jakże ważne świadectwo.
K.