2016/02/19

Kliniczny przypadek niejadka

Czułam, że w końcu temat powróci. Kobiety wracają we wpisach/myślach/opowiadaniach do porodu, inne jeszcze do czasu ciąży. Ja teleportuję się do najcięższego okresu w moim dotychczasowym życiu. Do tego całego roku, który obfitował w emocje, o jakie nigdy siebie nie podejrzewałam...
Do napisania tego postu wręcz „kopnęły” mnie uczucia, które wróciły jak bumerang po odgrzebaniu na fb, dawno nieodwiedzanej grupy - „Mamy niejadków”. Czytając przesiąknięte zrezygnowaniem, rozżaleniem i frustracją posty, szybko odnalazłam w nich siebie sprzed ponad pół roku.



Odmowa piersi


Zaczęło się od niechętnego jedzenia, kiedy moja Panna skończyła 2,5 miesiąca. Karmienie piersią nie było sielanką i nie patrzyłyśmy sobie namiętnie w oczy. Był strach, kiedy przestanie ssać. 

Wszystko zapoczątkowały słowa, które nie jednej matce wyryły się w mózgownicy na początku macierzyńskiej kariery: „Niski przyrost masy ciała”. Na początku wyluzowana, myślę spokojnie, nie każde dziecko musi mieć wałeczki jak ludek z reklamy Michelin. Uspokajał mnie dodatkowo fakt, iż ze mną w okresie niemowlęcym, Mama przechodziła podobne przeboje z wagą. Niestety, przyrosty były tak małe, że moja pediatra (którą bardzo szanuję i cenię) zaniepokojona, rozpoczęła poszukiwania przyczyny tej sytuacji. Szereg badań podstawowych i mamy cię! ZUM! Zakażenie układu moczowego. Jest ono jedną, z miliona przyczyn słabego apetytu u dzieci i niskich przyrostów. Niestety decyzja lekarki  o położeniu nas w szpitalu, spadła na mnie tak nagle i wbrew pozorom niespodziewanie, że wyłam do księżyca. Jak to? Ja? Z maleńkim, co dopiero urodzonym, w szpitalu?!

Na oddziale oprócz posiewu i reszty badań, nawodnili nas kroplówką i bacznie przyglądali się naszemu karmieniu. I dobrze! - pomyślałam. 
Nakazano ważyć Małą przed i po KAŻDYM posiłku! Rozumiecie? KAŻDYM. Z uwagi na to, że Kaja jadła kilkanaście razy na dzień + nocne karmienia, możecie sobie to tylko wyobrazić. Ja i prawie 3-miesięczny niemowlak na cycu. W nocy kilka razy karmienie i wybudzanie dzięki rytuałowi ważenia. Na nowo usypianie. Tak w kółko. Spędziłyśmy na oddziale prawie 2 tygodnie, a w kieszeni miałam 150 zł mniej – opłata za to, że spałam na łóżku, a nie na podłodze. A! No i najważniejsze! Żeby Ona jeszcze chciała jeść.

Po wyjściu ze szpitala, było tylko gorzej. Nie wiedziałam co i jak mam robić (lub czego nie robić) żeby zaczęła jeść. Od urodzenia miała wstręt do smoczka i wszelkiego rodzaju butelek. Dodam, że przez pierwsze pół roku życia mojej córki studiowałam, było to dodatkowe utrudnienie w pogodzeniu ze sobą tych dwóch światów. Ja nie dam rady? Dałam.

Nasz dzień wyglądał następująco: zeszyt z zapiskami i długopis w pogotowiu, karmienie jak najczęstsze (Kaja zjadała z piersi ok 40 ml jednorazowo – wiem, bo ważenie szpitalne przenieśliśmy do domu...). Każdą kupę, wymioty, notowałam skrupulatnie. Pisałam to dla samej siebie, żeby nie zwariować, żeby zebrać myśli. Moja Panna „rosła”... i rosła jej niedowaga. Rosło też przerażenie mojej lekarki. Ciągłe szukanie przyczyny, przesuwanie szczepień, badania wszelakie.




Odział Gastroenetrologiczny


Gdy córka mając 5 miesięcy osiągnęła wagę 5500g  (waga urodzeniowa: 4200g!) wypisano skierowanie na oddział Gastroenetrologiczny w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Pisałam o pobycie w nim tutaj. Ja, ogromna zwolenniczka karmienia naturalnego, nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że będzie nam dane przekonywać się do mm (mleka modyfikowanego). Walczyłam z pediatrą, która rwała sobie włosy z głowy. Niestety, walkę o naturalne karmienie przegrałam właśnie na oddziale. Dodatkowo, ponownie nic nie stwierdzili.
Zrobiono Kai podstawowe badania: mocz, morfologia, żelazo, ale też sprawdzono obecność pasożytów, grzybów, alergii wszelkiej maści (oprócz nietolerancji na gluten). Trochę traktowano nas po macoszemu, nie byliśmy „przypadkiem” wartym głębszej analizy w oczach lekarzy. Piszę byliśmy, bo matek takich jak ja, było tam więcej. Uwaga! Padło nawet sformułowanie: anoreksja niemowlęca, które przyprawiło mnie o palpitacje, lecz szybko się z niego wycofano.

Zalecenia:
  • Nie karmić pomiędzy posiłkami zapychaczami (chrupkami, paluszkami i innymi) – i tak nic takiego nie dawałam,
  • awokado codziennie,
  • stałe pory karmienia (co 3 godziny – zalecenie pani dietetyk i tak robimy do dzisiaj),
  • zagęszczanie każdego pokarmu (ehh... ciekawe przy karmieniu z piersi),
  • dodatkowo do każdego posiłku dodawać Fantomalt (mieszanka węglowodanów),
  • mleko: Infatrini - wysokokaloryczne

Dodatek energetyczny + mleczko = ok 550 zł/miesiąc!

Moim zdaniem nic to nie dawało i wręcz truchlałam kiedy dziwny proszek wsypywałam do każdego jedzenia i podawałam tak słodkie mleczko, że aż mdliło. Mus to mus!


Karmienie


Chyba musimy to opatentować... Nasze dziecko nie dostawało butli, cyca... ono dostawało strzykawkę, 125 ml razy x, w zależności od wieku i pojemności brzuszka. Wstrzykiwaliśmy mleko, a później zupki naszej Kai. Tylko tak, w pewnym momencie byliśmy ją w stanie nakarmić. Lekarze chwalili ten nasz proceder, bo twierdzili, że szybciej nauczy się jeść łyżeczką i opanuje samodzielne picie. Faktycznie tak się stało. Choć oczywiście nie promuje tej metody.


Ktoś pomyśli, no ale jadła. No jadła, gdyby nie jadła to by umarła – proste? Nasz upór, cały dzień dostosowany pod karmienie, zegarek w głowie, pomoc najbliższych, robienie z siebie i innych pajaca, rekwizyty – to wszystko tylko kropla w morzu „gadżetów” do karmienia, która trzymała w ryzach wagę naszej córki.

Mąż wychodził do pracy, a ja od rana walczyłam o każde 100 ml. Nie raz zjadła, żeby za chwilę wszystko zwrócić na podłogę w kuchni. Na mopie jeździłam non stop. Wszystko w mleku, szafki, stół, krzesełko, ja, ona i podłoga. Nie wiedziałam czy najpierw przebrać siebie, ją? Jak potem ogarnąć kuchnię, kiedy ona jeszcze nawet nie raczkowała. Odpowiadam na pytanie się nasuwające – nie, nie był to refluks. Nikt nie wie co to było.

Pierwszy rok życia Kai był dla nas jak Rollercoaster. Były dni, kiedy tak płakała przy jedzeniu, że nie dało się go dawać. Nie i już (dziecko 6-7 miesięcy, a taki cyrk)! Były dni, kiedy udawało nam się jej dostarczyć odpowiednią ilość posiłków. Były dni, kiedy przyjęła przez cały dzień racje głodowe, a ja po prostu płakałam.


Załamanie nerwowe


Nie przeszłam go tylko dzięki niewyobrażalnie dużej pomocy rodziny. M. gdy usłyszał mój głos w telefonie, nie raz „urwał” się z pracy żeby spróbować nakarmić, po prostu mnie zmienić. Moja Mama prosto z pracy wędrowała do nas i pomagała mi w tworzeniu nowych akrobacji przed krzesełkiem do karmienia. Babcia kiedy tylko mogła bardzo mnie odciążała. Wiele osób mi najbliższych po prostu było z nami, nie zadawali głupich pytań, nie wymądrzali się i nie byli „wujkami dobra rada”, a to naprawdę wiele znaczy. Po prostu wierzyli nam w to, co im przedstawialiśmy. Nie gniewali się, gdy na początku naszej drogi z „trudnym karmieniem”, wróciliśmy ze spotkania po pół godzinie, bo Mała nie chciała jeść, a my jeszcze nie znaliśmy sposobu jak nakarmić ją gdzieś indziej niż w domu. 

Będąc w grupie TYCH matek, dokładnie wiem co czują. Wiele z nich wylądowało u psychologa/psychiatry. Ja wcale się nie dziwie. U mojego dziecka podejrzewano już nawet chorobę genetyczną, o której jak poczytałam, prawie zeszłam z tego świata, a ciśnienie jak mam niskie, tak wtedy szczytowało.


Moje rady i doświadczenie


  1. Metoda BLW – kładziesz na talerzyk makaron, marchewkę, ziemniaka, mięsko, groszek – niech wybiera, rozrzuca, przekłada, bawi się. Minie sporo czasu zanim pozna DOBRY smak tego co mu podajesz, ale tak się stanie, zobaczysz! Jeśli jesteś mamą dziecka z niedowagą i nie możesz sobie pozwolić na takie eksperymenty (na początku więcej niż pewne, że nic nie zje z talerza) zastosuj, tak jak ja, metodę mieszaną: posiłki o stałych porach, te co zawsze + BLW jako forma bez przymusu, zabawę, poznawanie i później... sprzątanie ;)
  2. Zero słodyczy! Kaja dopiero po skończeniu roku zaczęła smakować jakieś pojedyncze „słodkości” (nie czekoladę i chipsy) ale herbatnika czy biszkopt. Moim zdaniem, wyszło jej to tylko na dobre. Cukier wciąga, jak sami wiecie... Dziecko nie zje nam zupy mięsnej, warzywnej czy omleta jeśli będzie dokładniej znało smak czekolady.
  3. Stałe pory karmienia. Najlepiej co 3 godziny. Możecie się śmiać, ale nawet Wy powinniście jeść w takich odstępach dla zdrowia. 5 posiłków w ciągu dnia wtedy wychodzi. O ile oczywiście się uda, ale codziennie warto trzymać się planu.
  4. Zdrowe dziecko samo się nie zagłodzi – bzdury! Musicie trzymać rygor w jedzeniu, nawet jeśli jest ciężko. Osoby, które postawiły taką tezę, na 100% nie były w mojej sytuacji. Gdyby nie moja i męża determinacja, nie wiem co by było. A był okres, kiedy było bardzo źle.
  5. Wychodźcie, wyjeżdżajcie na wycieczki, chodźcie na spacery! To ogromnie ważne, choć tak samo ciężkie. Doskonale wiem, że pięknie brzmiąca „wycieczka” to katorga najpierw pakowania dziecka (jedzenie podgrzane, termos, śliniak, chusteczki, rekwizyty do zabawiania, ubranie na zmianę w razie wymiotów i wiele innych rzeczy). Następnie w głowie rodzica musi zrodzić się plan: co, gdzie, kiedy, o której godzinie – nie jest prosto go ułożyć, a niech coś niespodziewanego się wydarzy lub co gorsza dziecko nie zechce jeść. Wtedy trzeba mieć jakiś plan B... Moja rada, nie zamykajcie się w domu. Do każdego wyjścia podchodźcie jak najbardziej optymistycznie. Jedzenie w różnych warunkach, miejscach, stawia przed maluchem nowe wyzwania i doświadczenia. Nie siedźcie w domu, bo zwariujecie!

  6. Trochę wyluzuj! Wiem, każdy kto miał podobne problemy puka się w głowę i mówi: „Nie da się!”. Postaraj się. Ja bardzo długo nie odpuszczałam, byłam w ciągłym napięciu. Miałam wiele zasad, których nie chciałam łamać, m.in. smażonego wcale, raczej bez słodyczy i soli (nie dosypywałam), żadnego Danio, parówek (tu akurat dalej jestem ogromnym przeciwnikiem), no i Youtube’a ;)
    Udało mi się to wszystko utrzymać. Dopiero po roku, gdy córka już wykazywała się większą dorosłością :P stopniowo naginałam zasady. Coś słodkiego zje, ale zazwyczaj jak jesteśmy Gośćmi u kogoś. Do domu specjalnie nie kupuję. Danio też nie raz ją uraczę. Solić dalej nie solę, ale Kaja je tyle artykułów spożywczych, a w każdym z nich jest sól, że skoro smakują jej moje potrawy bez dosypywania, to póki co trwam przy tym ;)

    Im bardziej odpuszczałam żelazne reguły, tym lepiej Kai smakowało. Uwielbia pierogi z mięsem, omleta z serkiem, jajecznicę, galaretkę, budyń, ser biały, awokado, groszek i buraki. Z resztą czego ona teraz nie lubi. Myślę, że ta moja dyscyplina w posiłkach spotęgowała jej późniejsze chęci i smaki. Gdybym od małego dawała jej co popadnie, byłoby ciężej, a przede wszystkim nie zdrowo!

  7.       Usiądźcie do posiłku razem. Miejcie to samo na talerzu. Może nie zadziała to od razu, ale po czasie zobaczycie, że dziecko bez Twoich emocji, sterczenia mu nad głową i czyhającą tylko żeby wepchnąć łyżkę w otwór prawie uzębiony, zje ze smakiem.

Nie mam recepty na niejadka, każde dziecko jest inne. Różni je wiek, metody stosowane wcześniej, poziom załamania rodziców i pomoc jaką okazują/bądź nie bliscy. Jedno wiem na pewno. Trzeba próbować. Próbować metod, nowych smaków, miejsc i zachowań. 
Kaja teraz wcina dosłownie wszystko. Uwielbia warzywa, owoce, mięso, ryby, no i słodycze. Potrafi operować łyżką i widelcem. 





Na zakończenie dla tych co dobrnęli do końca... 
To wszystko co przeszłam, co zobaczyłam, było po coś. Gdy trafiasz do szpitali z maleńkim dzieckiem na oddział, dostrzegasz jaka jesteś twarda. Walczysz jak lwica o diagnozę dla Twojego dziecka. Poznajesz matki, których dzieci nie mają problemów z jedzeniem, ale do końca życia będą „po prostu” chore. Kiedy widzisz jak dzielnie to znoszą. Kiedy przechodzisz obok oddziału onkologicznego i widzisz płaczące matki przy windzie, ale już za drzwiami oddziału. Tak, żeby jej dziecko nie zobaczyło ani jednej łzy. Gdy z walizką i dzieckiem w nosidełku opuszczasz szpital, myśląc już o ukochanym domu i dostrzegasz za przeszklonymi drzwiami maleńkie łyse główki...

Wszystko to było po coś.


19 komentarzy:

  1. Katarzyna Wójcik- Respendowicz20 lutego 2016 08:47

    Najważniejsze to mieć wsparcie bo życie z maluchami nie jest łatwe;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, twardzielka z Ciebie, mega szacun, że daliście radę! Ogromnie Ci współczuję tych przeżyć, stresu, walki o każdy kęs.
    A myślałam, że ja mam niejadka, ale jak widać to zjawisko przybiera różną skalę. My na etapie karmienia piersią nie mieliśmy problemu z przyrostami wagi, za to Syn stał się niejadkiem na etapie rozszerzania diety. Teraz ma prawie 4 lata i do tej pory je wyłącznie wybrane produkty, pozostałych nawet nie chce spróbować. Z perpektywy czasu wydaje mi się, że mogliśmy bardziej przyłożyć się do BLW - zamierzam to zrobić przy drugim dziecku i sprawdzić efekty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę polecam. Ja również, trochę bez entuzjazmu podchodziłam do BLW, bo uważałam, że w naszym przypadku to bez sensu. Jak zjadła cokolwiek, to bardzo się cieszyliśmy, pół dnia zajmowało mi karmienie. Wszystko dostosowane pod spożywanie posiłków przez Kaję. Na szczęście moja mądra Mama na to wpadła i to Ona właśnie zapoczątkowała przełom w naszym rodzicielskim życiu. Teraz już jest cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamą nie jestem, więc nie napiszę że wiem co czułaś, ale pół roku temu w rodzinie był nawrót raka i wiem jak ciężkie chwilę spotykają tych którzy nie są niczemu winni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Justyna Witkowska22 lutego 2016 10:36

    niesamowita walka. trzymam kciuki i gratuluję podejścia i wytrwałości. widać, że kochasz maleństwo ponad wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój syn w pierwszym roku życia był wielkim niejadkiem, ile myśmy się o niego obawiali, do dziś mam zachowane zeszyty ze skrupulatnymi notatkami o zjedzonych posiłkach. :) A teraz nastolatek non stop siedzi w lodówce i wiecznie jest głodny. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sylwia | taomama.pl22 lutego 2016 10:54

    Wielki szacunek za determinację!!! Moja córka nie chciała jeść przez pierwsze dwa tygodnie (wcześniak) i doskonale wiem, ile stresów się przez to najadłam. Szczególnie, że jej waga spadała. Na szczęście po tych dwóch tygodniach "ruszyła" z jedzeniem i wagą. Nie wiem, jak przeżyłabym, gdyby prawie nie jadła przez rok :( Dobrze, że to już za Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za komentarz. Idealnie to ujęłaś. Niesamowita walka. Choć wiem, że w życiu nie raz przytrafiają się jeszcze cięższe potyczki. Mam nadzieję, że co najgorsze już za nami.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdy nie mamy na nic wpływu, chcemy coś zrobić, ale nie możemy - jest nam bardzo ciężko, choć nie nas dotyka choroba.
    Współczuję. Bądź silna i po prostu bądź.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nie miałam niejadka. Ja miałam hypotroficzne dziecko z niska wagą urodzeniową i do tego wcześniactwem. Też liczyłam i ważyłam , ale przez pierwsze 4 miesiące głównie. Nie było odruchu ssania i resztki pokarmu, które miałam po cesarce przed terminem zginęły po 2 tygodniach. Druga porażka, to kiedy musiałam na siłę podawać leki ratujące życie,kiedy dziecko miało 2,5 roku. Tylko doustnie, nie można było tego podać dożylnie, a on wszystko wypluwał. W dodatku w szpitalu była "reglamentowana" ilość, bo rzadka choroba. Ojjjj bycie mamą to ciężka praca. Dobrze, że gdy się patrzy na dorosłe dziecko człowiek widzi sens w tym wszystkim :) POZDRAWIAM!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet boję się sobie wyobrażać przez co przeszłaś. Dziecko urodzone zbyt wcześnie to nie lada wyzwanie. To tylko potwierdza jaką siłę ma w sobie matka!

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże kochana ale przeszłaś ... Opowiem pokrótce o swoim niejadku. Szymon miał 3 tygodnie jak zabrano mi go do centrum zdrowia dziecka w Katowicach i pozwolono raz dziennie przez 15 minut go odwiedzać (broń boże brać na ręce!) o karmieniu piersią mogłam zapomnieć. Po 3 dniach od wyjścia trafiliśmy znowu do szpitala tym razem w moim mieście i ze mną. U nas doszło do tego, że oprócz zapisków (jak się okazało alergia na mm) o biegunkach czy wymiotach dodatkowo musiałam ważyć pampersy czy młody w ogóle oddaje mocz (tak więc o ważeniu, co nie co wiem). Suma summarum okazała się u nas alergia i refluks. Mleko musiałam mączką jakąś zagęszczać mleko, śmiałam się że wyglądam niczym mały alchemik podczas robienia mleka. Szymon miał półtorej roku jak już nie chciał pić ochydnego mleka nutramigen (a w sumie nie mleka, a "lekarstwa mleko podobnego") Teraz ma 2 latka waży 12 kilo i kombinuję jak zmusić go do jedzenia, bo strasznie grymasi niczego nie chce jeść :( Z tego wszystkiego największe szczęście, że jego dolegliwości mu minęły i alergia na mleko krowie i refluks :) Och ale się rozpisałam. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  13. Poruszająca historia, to musiało wymagać ogromnej determinacji.

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja Melushka też nie należy do "jadków", ale nie jest tak ekstremalnym przypadkiem jak Twoja córka. Urodziła się z wagą 3670g, a potem ciągle niedowaga i tak do tej pory. Do 6 miesiąca karmiłam ją wyłącznie piersią i pomimo tego, że wszyscy nalegali, żebym dała mm, to ja i tak obstawałam przy swoim. Sama nie wiem, czy dobrze robiłam, czy źle. Potem chciałam wprowadzać pokarmy stałe, niestety walczyłyśmy bardzo dlugo, az w końcu powoli zaczęło się coś zmieniać w 11 miesiącu. Teraz ma 1,5 roku, ale nadal nie jest zwolennikiem jedzenia. Nam zdecydowanie pomagają wspólne posiłki. A soli i cukru nadal unikamy jak ognia😉 Bo doszłam do wniosku, że i tak jeszcze w życiu się naje solonych i słodzonych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja przeszłam? A Ty? Cieszę się, bo wiem, że rozumiesz jak to u nas było, sama podobnie walczyłaś. Nie mogę sobie wyobrazić, że zabierają dziecko do CZD i mam możliwość tylko w określony sposób je odwiedzać. To musi być okropnie ciężkie. Trzymaj się! Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Moja córcia urodziła się z niską wagą urodzeniową (hipotrofik). Przeżyliśmy podobny koszmar. Od jednego z lekarzy nawet usłyszałam, że "moje dziecko nie chce żyć" skoro nie płacze wołając o pożywienie. Jeździliśmy od lekarza do lekarza i odsuwaliśmy w czasie szczegółowe badania w szpitalu. Udało się nam je odwlec do roczku... Jakieś 3 tygodnie przed roczkiem Nela odmówiła jedzenia. Do tej pory karmiliśmy ją "miękka butelką" podczas snu i tyle ile się udało za pomocą metody BLW. Niestety zacisnęła zęby... i następnego dnia była tak słaba, że nie dała rady utrzymać głowy. Dopiero po podaniu łyżeczką Infatrini, po jakimś czasie, odzyskała nieco energii. Totalna porażka.
    W szpitalu oczywiście NIC nie wyszło. Dziecko w idealnym stanie, zapasy minerałów i witamin... Oczywiście oskarżenia od Pani dietetyczki, że źle karmię, że za mało kalorii podaję... No to dałam Pani dietetyczce rozpiskę tego co podaję w podziale na mililitry, gramy, kalorie... Przecież wszystko ważyłam, mierzyłam, spisywałam... bo dzięki temu jakoś się trzymałam. Szczerze powiedziawszy szpital nie odpowiedział na nasze pytania "co jest nie tak" ale dzięki tym badaniom wiedzieliśmy, że nie jest tragicznie.
    Obecnie Nela ma prawie 3 lata, jest kurduplem i waży zaledwie 9100 choć przez moment śmignęło nam na wadze 9200 ;) . Nadal ważę ją, ale co 2 tygodnie a nie kilka razy dziennie. Jest sporo pod centylami ale je w zasadzie wszystko. Dla mnie najważniejsze jest, że pozostały rozwój jest OK, no może poza ruchowym gdzie po prostu jest słabsza.
    Niestety nadal jest we mnie sporo złości na tą całą sytuacje i nadal sobie z nią nie poradziłam... chociaż myślałam, że jest inaczej... Ostatnio na zajęciach jedna z mam się pyta ile Nela ma lat... bo taka sprytna i wygadana... No to odpowiadam, że tylko tak wygląda jak "cudowne dziecko"... bo drobniutka jest i że ma już prawie 3 latka. Mama opowiada o swojej córeczce, która na pierwszy rzut okiem widać, że wyższa od Neli i pulchniejsza... że jej córeczka niedługo kończy 2 lata i dodaje.... "straszny niejadek z mojej córeczki, nic nie je...". Nadal jestem zła... Też bym chciała takiego "niejadka".

    OdpowiedzUsuń
  17. Mój syn także odmawiał jedzenia...choć daleko nam do Twojej historii...które jest piękna i wzruszająca. BLW u nas też sprawdziło się doskonale:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego co przezywa matak w takich chwilach. Jedyne co mogę powiedzieć, to gratulacje - dla waszej rodziny oczywiście, bo każdy miał w tym swój udział :)

    OdpowiedzUsuń

Hej, zostaw tu cząstkę siebie :)